Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Jeżeli świadectwa tu zapisane zbliżą kogoś do Boga i Maryi, ukażą piękno modlitwy różańcowej, pomogą w zgiełku życia odnaleźć drogę jasną i prostą, to spełnią swoją rolę.
Opowieść Łukasza
Ożeniłem się dosyć wcześnie. Miałem zaledwie dwadzieścia dwa lata. Zakochałem się w Ewie bez pamięci. To jednak było jedynie zakochanie, a nie miłość. Ewa pociągała mnie fizycznie, była dla mnie tajemnicą, nie umiałem nie ulec jej urokowi. Była to skromna i uczciwa dziewczyna. Nie zgodziła się na wspólne pomieszkiwanie razem. Kochała mnie bardzo i dawała mi to odczuć.
Po roku małżeństwa nie byłem już nią tak zafascynowany jak kiedyś przed ślubem. Nudziły mnie codzienne problemy, takie jak urządzanie mieszkania, planowanie. Moja żona bardzo się tym przejmowała i nie rozumiała, że wszelkie obowiązki, z którymi wiązało się małżeństwo, były dla mnie za trudne i bardzo nużące. Zacząłem też coraz więcej od niej wymagać. Chciałem jeszcze się bawić, wyjeżdżać, a ona wolała oszczędzać pieniądze i urządzać nasze nowe, zakupione przez jej rodziców mieszkanie. Byłem na nią coraz bardziej zły. Nie pozwalałem jej spotykać się z przyjaciółkami, niechętnym okiem patrzyłem na wizyty u nas jej rodziców. Robiłem jej wyrzuty, że nie lubi tych samych potraw co ja, tych samych filmów. Nie podobało mi się, że ma swoje zdanie.
Ewa często z mojego powodu płakała. Byliśmy półtora roku po ślubie, a moja żona zmieniła się w brzydką, wiecznie smutną, wręcz udręczoną kobietę.
Kiedyś, po kolejnej awanturze, Ewa wyprowadziła się do rodziców. Zostałem sam. Początkowo mi się to nawet podobało, ale po kilku miesiącach zacząłem się zastanawiać co dalej, czego ja właściwie chcę, czy chcę zniszczyć to małżeństwo, czy może znaleźć jakiś klucz do niego. Nie miałem koncepcji na nasz związek. I właśnie wtedy przyjechała moja mama.
- Synku, a gdzie Ewa? - zapytała od progu.
- U swoich rodziców - powiedziałem szczerze. - Pokłóciliśmy się. Ale to nasze sprawy - dodałem zaraz.
- Co się dzieje? - powiedziała poważnie moja mama. - Popatrz mi w oczy i powiedz - rzekła takim tonem, jakim mówiła do mnie, gdy byłem małym, psotnym chłopcem.
Opowiedziałem jej wszystko i przyznałem się do tego, że małżeństwo mnie męczy, że nie tak to sobie wyobrażałem.
- Ej, synku - powiedziała mama - czy ty wiesz, czego chcesz od życia? Przecież człowiek, to nie rzecz. Nie można go sobie podporządkować. To jest twoja żona, a nie twoja własność. Ona jest inna niż ty, ale to wcale nie znaczy, że gorsza. Uszanuj jej inność. Bądź tolerancyjny!
Nie rozumiałem, o czym mówiła moja mama. W dzieciństwie byłem przecież jej oczkiem w głowie, pępkiem świata, więc teraz nie potrafiłem pojąć, czego inni ode mnie oczekują.
Pewnej niedzieli poszedłem do kościoła. Nie chodziłem tam zbyt często, ale samotność mnie przygniatała, więc wiedziony jakimś impulsem, poszedłem. Właśnie ksiądz ogłaszał zapisy na sierpniową pielgrzymkę na Jasną Górę. Kolega, z którym byłem, namawiał mnie, żebym się zapisał. Twierdził, że to bardzo ekscytująca przygoda.
- Zastanowię się - odparłem i poszedłem do domu.
Gdy siedząc w pustym mieszkaniu, rozważałem, czy spędzić w ten sposób urlop, olśniła mnie pewna myśl: „Przecież powinienem wybrać się na pielgrzymkę z Ewą. Ale czy ona zgodzi się pójść ze mną po tak długim okresie separacji?".
Jednak odważyłem się zadzwonić i zaproponować spotkanie.
Ewa zgodziła się ze mną spotkać. Długo rozmawialiśmy. Powiedziałem jej o moim pomyśle. Postanowiła wyruszyć na Jasną Górę razem ze mną.
To były najpiękniejsze wakacje w moim życiu. Zrozumiałem, jak bardzo kocham swoją żonę, że jestem za nią odpowiedzialny, że jej inność jest dla mnie okazją do doskonalenia swojego charakteru. Zrozumiałem, że muszę się nauczyć dawać miłość, akceptować moją żonę, wspierać ją, a nie wiecznie krytykować; dodawać otuchy, kiedy płacze i cieszyć się z tego, co ją cieszy. To wszystko odkryłem, idąc do Maryi.
Kiedy dotarliśmy na Jasną Górę i klęczeliśmy na błoniach z rzeszą pielgrzymów przed kopią cudownego obrazu, czułem, że po raz drugi biorę z Ewą ślub. Tym razem było to bardzo głębokie przeżycie. Powiedziałem jej raz jeszcze słowa małżeńskiej przysięgi i łzy popłynęły mi po twarzy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |