Jeżeli świadectwa tu zapisane zbliżą kogoś do Boga i Maryi, ukażą piękno modlitwy różańcowej, pomogą w zgiełku życia odnaleźć drogę jasną i prostą, to spełnią swoją rolę.
Opowieść Krzysztofa
Przed 1981 rokiem w moim życiu niewiele było chwil nadzwyczajnych. Pracowałem, utrzymywałem wspólnie z żoną dom, wychowywaliśmy córkę Monikę. Właściwie to było bardzo zwyczajne i poukładane życie, takie jak większości przeciętnych rodzin.
Z mojej parafii organizowano pielgrzymkę do Rzymu. W planie było zwiedzanie zabytków i audiencja generalna na Placu Świętego Piotra. Akurat w maju musiałem wziąć zaległy urlop.
- Jedź! - zachęciła mnie żona. - My z Moniką jesteśmy zajęte, ale ty wykorzystaj możliwość. Paszport przecież masz. Owszem, paszport miałem złożony w biurze paszportowym, ponieważ kiedyś byłem na wycieczce w Austrii. Nie wiedziałem tylko, czy otrzymam pozwolenie na wyjazd. Władze reżimowe niechętnie zgadzały się na wyjazdy obywateli na Zachód.
Okazało się jednak, że uzyskałem potrzebne pozwolenie. Byłem bardzo szczęśliwy, ale wyjazd do Rzymu traktowałem jako turystyczny wypad, a nie pielgrzymkę.
Z mieszanymi uczuciami słuchałem więc odmawianego w autokarze różańca i pieśni maryjnych. Trochę przy nich drzemałem, nie włączałem się we wspólną modlitwę.
Po przybyciu do hotelu, śniadaniu i krótkim odpoczynku pojechaliśmy zobaczyć Rzym. Miasto robiło na mnie imponujące wrażenie. Nie mogłem uwierzyć, że jestem w miejscu, gdzie panowali rzymscy cezarowie, gdzie kwitło bujne życie kulturalne, gdzie również ginęli pierwsi chrześcijanie.
Jednak dopiero Watykan mnie naprawdę poruszył. Z uznaniem podziwiałem kunszt Michała Anioła, Rafaela i innych wielkich twórców renesansu. Ogromnie wzruszył mnie fakt, że ujrzę papieża, który jest Polakiem.
Podobnie jak my na wjazd papa mobile czekali inni pielgrzymi zebrani na Placu Świętego Piotra. I wreszcie go zobaczyłem. Z daleka spostrzegłem wyciągnięte do tłumu ręce i uśmiechniętą twarz Papieża.
Nagle stało się coś niesamowitego. W ułamku sekundy zamarły wszystkie serca. Usłyszeliśmy strzały i zobaczyliśmy, jak Papież osuwa się na ręce siedzącego obok kapłana.
Później już wszystko potoczyło się błyskawicznie. Papieski samochód bardzo szybko opuścił plac. Zatrzymano zamachowca. Widziałem, jak go prowadzono. Był to młody człowiek o kamiennej twarzy, nie widać było na niej skruchy. Potem dowiedziałem się, że był zawodowym mordercą. My zostaliśmy na placu w ciszy i przerażeniu. Wiele osób płakało, wiele modliło się. Czekaliśmy na wieści z kliniki, do której zawieziono Ojca Świętego. Nikt nie chciał opuścić Placu Świętego Piotra. Po kilku godzinach zostaliśmy powiadomieni, że Papież przeszedł ciężką operację i że żyje. To była chwila ogromnej ulgi. Zostaliśmy na swoich miejscach do rana.
Wydarzenie to miało ogromny wpływ na moje życie. Cud zdarzył się na moich oczach. Po powrocie do domu pilnie śledziłem losy Ojca Świętego. Słuchając radia watykańskiego, dowiedziałem się, że zamach na Jana Pawła II miał miejsce w sześćdziesiątą czwartą rocznicę objawień fatimskich. Zacząłem szukać informacji o tych objawieniach. Dużo na ten temat czytałem. Dowiedziałem się, że właśnie 13 maja 1917 roku Matka Boża objawiła się trojgu dzieciom i poleciła im, aby modliły się o pokój na świecie. Maryja ukazywała się Łucji, Hiacyncie i Franciszkowi trzynastego dnia każdego miesiąca i przekazywała im swoje orędzie. Powierzyła im również trzy tajemnice, z których dwie Łucja, będąca już wtedy siostrą karmelitanką, ujawniła w 1941 roku, a trzecią spisała po dwóch latach. Dokument ten przekazano później papieżowi Janowi XXIII, ale był on pilnie strzeżony i nieujawniany.
Pierwsza tajemnica mówiła o ustanowieniu nabożeństwa do Niepokalanego Serca Maryi oraz o konieczności codziennego odmawiania różańca. W drugiej Maryja przepowiedziała wybuch drugiej wojny światowej, mówiła też o prześladowaniach Kościoła i poświęceniu Rosji Jej Niepokalanemu Sercu.
Media głosiły, że Jan Paweł II, gdy tylko lepiej się poczuł, polecił przynieść sobie do kliniki dokumenty dotyczące tajemnicy fatimskiej. Dostrzegł wielką zbieżność dat i wydarzeń. Zrozumiał, że Jego ocalenie przyszło za wstawiennictwem Matki Bożej Fatimskiej. „Czyjaś ręka strzelała, ale Inna Ręka prowadziła kulę" - powiedział Ojciec Święty. Odtąd jego wielkim pragnieniem stało się nawrócenie Rosji i świata. Całe swoje cierpienie ofiarował w tej intencji.
W 2000 roku papież zezwolił na ujawnienie trzeciej tajemnicy fatimskiej. Przedstawia ona wizję biskupa w bieli, który idzie udręczony i cierpiący w kierunku wielkiego krzyża pośród ciał zabitych męczenników i sam zostaje zastrzelony przez jakichś żołnierzy.
Kościół jednoznacznie skomentował tę prorocką wizję, ukazującą cierpienia Kościoła i papieża Jana Pawła II oraz podkreślił fakt cudownej ingerencji Matki Bożej podczas zamachu na Ojca Świętego.
Obserwując życie i naukę Jana Pawła II przeczytałem w katolickiej prasie, że w rok po zamachu na swoje życie pojechał on do Fatimy, by podziękować Matce Najświętszej za uratowanie od śmierci. Znał już wtedy treść trzeciej tajemnicy i wiedział, że to Maryja ocaliła mu życie. Zawiózł Jej w darze złoty różaniec a podczas następnej swojej podróży do Jej sanktuarium przywiózł kulę, która go zraniła podczas zamachu. Jako wotum została ona umieszczona w koronie Matki Bożej.
Te wydarzenia stały się punktem zwrotnym w moim życiu. Zacząłem nie tylko czytać o objawieniach fatimskich, zacząłem się też modlić. Chodziłem na nabożeństwa fatimskie odprawiane w naszym kościele trzynastego dnia każdego miesiąca i zawierzałem Maryi wszystkie swoje sprawy. „Totus Tuus - mówiłem za Papieżem - Totus Tuus, Maryjo".
Zmieniłem swoją hierarchię wartości, zacząłem żyć inaczej. Żona i córka także zauważyły tę przemianę. I one także krok po kroku przemieniały swoje dusze.
Teraz codziennie wieczorem odmawiamy wspólnie jedną z tajemnic różańca i w niej zawierzamy nasz los Niepokalanemu Sercu Maryi. Jan Paweł II pokazał mi drogę zawierzenia. Stał się dla mnie i mojej rodziny wzorem oddania się Matce Bożej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |