Zazwyczaj mamy do wyboru wiele opcji – chleb z piekarni czy z najbliższego sklepu, taka czy inna oferta wakacyjna, tacy czy inni znajomi... W sumie jesteśmy do tego przyzwyczajeni, uznaliśmy to niemal za pewnik, niezbywalne prawo. A tu mówi się nam – albo Jezus, albo nic – bo nie ma innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni. Do tego – choć może nieelegancko to brzmi – „cały” Jezus. Z założenia nie można trochę w Niego wierzyć, trochę Go kochać, trochę chcieć działać jak On...
Wybór chleba może być kwestią mody lub wygody – wybór Jezusa jest kwestią życia lub śmierci. Nie tylko w sensie ostatecznym, naszego przyszłego losu, ale też w sensie jak najbardziej teraźniejszym, aktualnym. Przecież dziś żyjemy – kochamy, pracujemy, odpoczywamy – i to ma być życie z Nim.
Naszym codziennym wyborom towarzyszom różnorodne ograniczenia (najbliższym sklepem okazuje się Biedronka, na Maroko zwyczajnie nas nie stać, a znajomi rozjechali się po świecie). Wybór Jezusa uwalnia. Bóg zna nasze słabości, jest silniejszy niż grzech, nie ogranicza Go miejsce ani czas. I najważniejsze – powtarza to uparcie, nie przestaje: „Mnie, wybierz Mnie!”.
Czytania mszalne rozważa Katarzyna Solecka
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.