Młody, zbuntowany...
Wiesz, za co to?!
Pięść wystrzeliła do przodu z siłą i prędkością błyskawicy. To było aż zbyt proste. Mężczyzna nawet nie próbował się bronić, po prostu przyjmując za pewnik, iż tak być musi. Ułamek sekundy później jego głowa odskoczyła do tyłu, w akompaniamencie urwanego jęku bólu, oraz krwawej mgiełki, w którą zamieniły się jego rozkwaszone wargi.
- Wiesz, za co?!
Nie odpowiedział, oczywiście. Przecież nie wiedział. Bo i skąd mógł wiedzieć? Po prostu miał pecha. Pojawił się w złym momencie, w złym miejscu, na drodze złej osoby. Powód nie był ważny. Wystarczyło się spojrzeć, przejść obok, zanucić złą melodię pod nosem, iść zbyt nonszalanckim, lub też zbyt nijakim krokiem, ubrać się inaczej, błysnąć gdzieś, pomiędzy blokami nową komórką, odtwarzaczem mp3... a czasem wystarczyło po prostu być. Być i samym tegoż istnienia faktem zasłużyć na rozwalone, broczące krwią wargi. Na ból, który odbierał zdolność myślenia i mowy. Na nogi, miękkie jak z waty, niezdolne do najmniejszego nawet ruchu. Na zęby, zaciśnięte w potwornie mocnym, spazmatycznym zgryzie.
Kolejne uderzenie, tym razem niżej, w brzuch, posyłające mężczyznę na ziemię. Nie był on, co prawda, ułomkiem, ale to wystarczało. Dobrze zbudowany, wysoki, z budzącym respekt zarostem i nieco dłuższymi włosami. Gdyby założyć na niego skórzaną kurtkę i wojskowe buty, można go było uznać za metala. Teraz jednak to nie ubiór i wygląd miał znaczenie. Teraz liczył się grymas bólu na jego twarzy, pierś, z trudem łapiąca kolejne oddechy, odmawiające posłuszeństwa nogi, nakazujące upadek na ziemię. Ciosy, zdolne pokonać nawet najmocniejszego.
Kopniaki. W nerki, w plecy, w brzuch. Kolejne, głuche, miarowe, współgrające z ciężkimi sapnięciami bitego.
- Wiesz, szmato?! Wiesz?!
Oprawca, bynajmniej, odbiegał od tego wizerunku. Krótko ostrzyżone włosy, wyraźna, przebijająca się przez szeroką bluzę muskulatura, mocne, kwadratowe niemal rysy twarzy. Był młody, nie miał pewnie osiemnastu lat. Dało się jednak od niego wyczuć siłę, której brakowało wielu znacznie starszym od niego. Siłę i doświadczenie w podobnych sytuacjach. Siłę i doświadczenie ulicy.
Bity nie odpowiadał. Z trudem, w bezwarunkowym odruchu, zwinął się na chodniku w pozycji embrionalnej, starając się przedramionami zakryć najbardziej wrażliwe i narażone na bicie miejsce – głowę. Brzuch, plecy i nerki przepisał już na straty. Właśnie tam spadały kolejne kopniaki.
Trwało to długo, jak zawsze.
Wreszcie uderzenia zakończyły się. Walka wygrana. Przeciwnik, nawet przez moment nie broniący się, leżał u stóp oprawcy. Ów klęknął przy leżącym, jakby chcąc jeszcze raz, z bliska, przyjrzeć się swojemu dziełu zniszczenia.
- Rzygać mi się chce, jak widzę takich, jak ty... – sapnął, w przypływie nagłej wściekłości.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |