Młody, zbuntowany...
Dlaczego ja mu się tłumaczę?
- Wierzysz w coś, co jest bezcelowe i durne. Co ci to – znów kiwnięcie w stronę krzyżyka – dało kiedykolwiek, hm? Co?! Nakarmiło? Dało dach nad głową? Uspokoiło ojca, gdy po pijaku prał wszystko, co nawinęło się pod łapy? Dało mu klina, by wreszcie schlał się i poszedł spać? Obroniło, gdy dziś cię prałem? Wysłuchało cię kiedykolwiek?
Dlaczego zadaję te pytania?
- Mów coś do cholery! Odpowiadaj! Wysłuchało cię?! Kiedykolwiek?!
Mocnym, zdecydowanym szarpnięciem, zerwał łańcuszek z szyi pobitego. Trzymany pomiędzy twarzami obu mężczyzn krzyżyk tańczył w powietrzu, w rytm kolejnych krzyków.
- Po co ci modlitwa, skoro to ty leżysz na ziemi, a ja zwyciężam? Po co ci wołać, skoro nikt nie słyszy i nikt nigdy nie odpowie?!
Ciężka, obolała, potwornie opuchnięta twarz pobitego podniosła się powoli, z wysiłkiem, zadając sobie trud spojrzenia swojemu oprawcy prosto w oczy. W tyleż odważnym i wymownym, co bezsilnym geście, poturbowany uśmiechnął się słabo, samymi oczami. Tylko na tyle było go stać. Usta bowiem, zmienione w krwawą, bezkształtną miazgę uśmiechu wyrażać po prostu nie mogły. Trwali tak przez chwilę. Może kilka sekund. Patrząc na siebie i czekając na odpowiedź.
Później, po niemal pół godzinie leżenia na zimnym i nieczułym chodniku i zbierania sił, pobity mężczyzna powoli wstał, z trudem łapiąc równowagę. Sztywnymi palcami zebrał z ziemi prostą komórkę, odtwarzacz mp3, portfel ziejący pustką i niewielki, skromny krzyżyk na zerwanym, srebrnym łańcuszku. Chwycił swój skromny dobytek w garść i powoli, z trudem powłócząc nogami ruszył w stronę domu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |