Lata trudów i wyrzeczeń przyniosły owoce. Pochwały i słowa uznania dawały pewność, że wzniesiony gmach jest solidny, a wykonawca zasługuje na satysfakcję, należną dobrym budowniczym. Zapomniałem, że sukces usypia i jak narkotyk wprawia w stan błogiego samozadowolenia. Co prawda wiedziałem, że nie jest żadnym z imion mojego Boga, ale jeszcze nie wiedziałem, że jest jednym z imion zwodziciela. Aż nadszedł on, anioł mający władzę nad ogniem. I zapuścił swój sierp. I z tego, co wzniesione, nie ostał się kamień na kamieniu. Wszystko legło w gruzach.
Musiała przelać się czara żalu i goryczy, musiałem patrzeć jak pochlebcy zamieniają się w oskarżycieli, musiałem wreszcie doświadczyć pustki i osamotnienia, by doczekać dnia, gdy pojawił się on – anioł pocieszenia. Nie płacz – powiedział – i nie lamentuj. Nie wszystko stracone. To, co najważniejsze, zostało. Czyli fundament. Mocny, trwały, na skale osadzony. Można zacząć budować na nowo. Ale nie dla własnej satysfakcji. Jeżeli na widok budowli ziemia nie zaśpiewa, że Pan jest królem, znów wszystko legnie w gruzach. Więc strzeż się…
Czytania mszalne rozważa ks. Włodzimierz Lewandowski
Przeczytaj komentarze | 10 | Wszystkie komentarze »
Ostatnie komentarze:
Na razie jesteśmy uziemieni, a budować trzeba i nie ustawać.
Istotne jest natomiast, aby wraz ze wzrostem materialnej budowli wzrastało nasze duchowe życie. Nasz trud budowania możemy ofiarować Bogu, a wewnętrznie w Nim się umacniać. Jeżeli pogodzę moją rzetelną pracę "na budowie" z nieustającą budową swojego wnętrza zgodnie z oczekiwaniami Boga, to chyba nie mam powodów do skrywania swej wewnętrznej satysfakcji.
"Ora et labora" jest znaną nam dewizą św. Benedykta z Nusji. I jabym się tego trzymał.
wszystkie komentarze >
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.