Jest tyle spraw, w które jesteśmy zaangażowani. Mamy wiele zobowiązań. Ludzi wokół siebie bliższych i dalszych. Domy i rzeczy. I dobrze, że tak jest. Czujemy jednak intuicyjnie, że nic nie jest nasze tak do końca, bezwarunkowo. Bo przecież to, co mam – mogę utracić.
Wiele się może wydarzyć – możemy zachorować i pilne sprawy będą musiały poczekać. Może zabraknąć kogoś z naszych bliskich i będziemy musieli przejąć jego zobowiązania. Wichura albo powódź mogą odebrać nam to, co mamy. Wreszcie – możemy wyrzec się czegoś sami: i naszych zobowiązań, i naszych zaangażowań, nawet naszych relacji.
Ten ostatni przypadek – rezygnacji – wielu ludziom się przydarzył. Słyszymy dzisiaj słowa, które w niektórych sytuacjach nie tylko możemy, lecz nawet powinniśmy uznać za własne: „Od Nieba to otrzymałem, ale dla Jego praw tym gardzę”. To może dotyczyć pracy, większych i mniejszych wyborów, konieczności przeciwstawienia się złu, a nawet rezygnacji z rzeczy dobrych – w imię dobra jeszcze większego. To może dotyczyć także relacji z ludźmi – bo i te mogą nas niszczyć, nie budować.
Czy jednak jesteśmy w stanie, czy chcemy – oddać, wyrzec się, zrezygnować?
Czytania mszalne rozważa Katarzyna Solecka
Przeczytaj komentarze | 6 | Wszystkie komentarze »
Ostatnie komentarze:
Każdy człowiek potrzebuje ludzi, którzy by w różnym stopniu do niego "należeli" i sam odczuwa potrzebę przynależności do innych, też w różnym stopniu. Ewangelii z dzisiejszego dnia nie należy rozumieć tak, że w Wieczności nie istnieje genealogia, a więc nie ma też małżeństw, raczej tak, że ta obiektywna genealogia nie zawsze jest właściwie reprezentowana w Doczesności w wyniku różnych zawirowań życiowych u ludzi, takich, jak niewłaściwe wybory małżonków, aborcje, celibaty, upośledzenia uniemożliwiające życie małżeńskie itp. Dopiero w Wieczności dowiemy się, kto jest naprawdę naszym małżonkiem, prawdziwym ojcem, matką, szczególnie dotyczy to ludzi z rozbitych rodzin. Każdy człowiek ma współmałżonka, rodziców i dzieci, również ci ludzie, którzy jako pierwsi dostali na Ziemi duszę, a których biologicznymi rodzicami były jeszcze zwierzęta (jacyś tam ludzie pierwotni, którzy żyli ok. milion lat temu), jak i ci, którzy będą żyli jako ostatni, którzy dożyją zagłady Ziemi w wyniku czynników astronomicznych (gdy Słońce zacznie spalać hel w większej ilości).
Wierzę, że w Wieczności obowiązuje genealogia
nadana przez Boga, że zbory kobiet i mężczyzn są
równoliczne i że każda kobieta ma obiektywnie w
Wieczności męża i każdy mężczyzna ma obiektywnie w Wieczności żonę. Gdyby tak nie było, nie
mielibyśmy również rodziców, dziadków itd. Nie jesteśmy w Doczesności całkowitymi tumanami emocjonalnymi i uważam, że potrzeba wyróżnienia niektórych ludzi spośród innych z punktu widzenia konkretnego człowieka jest obiektywnie istniejącą i jest nierozerwalną częścią konstytucji ludzkiej duszy.
wszystkie komentarze >
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.