„Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą.” Mt 7
Najczęściej w innych drażni nas to, co jest też naszą słabością. Sądzi się kogoś, by usprawiedliwić siebie. Krytykuje się i umniejsza czyjeś zasługi, gdy stają się wyrzutem sumienia. Mimo doświadczeń, jak czyjś sąd bywa bolesny i niesprawiedliwy, nie mamy oporów, by nadal osądzać innych. Zanim oceni się kogoś warto założyć, że można się mylić.
Jak zachować się w sytuacji, gdy ktoś naprawdę niewłaściwie postępuje? Widząc czyjeś zło, nie mogę się zgadzać, czy przyzwalać na nie. Powinnam okazać dezaprobatę. Muszę to jednak uczynić bez osądzania. Tylko Bóg zna człowieka i wie, jakie są motywy jego działania, a te są dla mnie często zakryte. Tylko Bóg osądzi sprawiedliwie nie krzywdząc nikogo. Mój osąd zawsze będzie dla kogoś krzywdzący, bo zbyt często wypływa z niewłaściwych pobudek. I może warto zastanowić się, zanim kogoś ocenię, czy opieram się na prawdzie? A może pragnę tylko dobrze wypaść we własnych oczach, poczuć się lepszą? Dlaczego skupiam się na słabościach innych? Czy przypadkiem nie próbuję odwrócić uwagi od prawdy o sobie?
Czytania mszalne rozważa Aleksandra Kozak
anuskaania
AMDG JPII - Królestwo Boże jak ziarnko jest
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.