Tyle razy wypowiadałam te słowa podczas Mszy św.: „Nie jestem godzien”. Czy jednak prawdziwie tak patrzę na siebie i swoje postępowanie?
Bo może wypowiadają to tylko moje wargi, ale w sercu i głowie kołacze się myśl, że trochę jestem godna. Trochę mi się należy, powinnam dostać rozgrzeszenie, powinnam mieć dobre, dostatnie życie.
Może dlatego grzech jest „błogosławioną winą”, bo wtedy naprawdę dociera, że „nie jestem godzien”. Wszystko jest łaską, całkowicie darmową i niczym przeze mnie nie zasłużoną. Nawet moje dobre uczynki Bóg z góry przygotował, bym je spełniała (Ef 2,10). On też uzdolnił mnie do ich wykonywania (Kol 1,12).
Niczym więc nie mogę się chlubić. Na niczym nie mogę oprzeć mojej godności. Ja tylko potrafię trwonić majątek Ojca i codziennie, co sekundę podejmować decyzję o powrocie do Jego domu, w Jego kochające, stęsknione ramiona.
Post ze świętym Albertem Chmielowskim
"Po co się niepokoić, wszak Bóg w nas, a my w Nim, a poza tym wszystko takie mało znaczące."
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.