TRĄD
w Starym Testamencie oznaczał zarówno choroby skórne u ludzi, jak i różnego rodzaju pleśnie na przedmiotach. Trąd u ludzi był uważany za największą nieczystość, która wykluczała trędowatych nie tylko z kultu, ale także ze społeczności ludzkiej. W tym względzie religia Starego Testamentu i starożytny judaizm nie różniły się bardzo od innych religii i ludów.
W późniejszym okresie judaizmu prawo dotyczące trędowatych złagodzono i pod pewnymi warunkami dopuszczano ich do uczestnictwa w liturgii synagogalnej. W czasach Jezusa na terenie Palestyny obowiązywały jednak surowe zasady, wyprowadzone z przepisów zawartych w rozdziałach 13-14 Księgi Kapłańskiej. Trędowaci musieli przebywać w miejscach odosobnionych; w celu ostrzeżenia i uniknięcia przypadkowego spotkania ze zdrowymi, musieli chodzić w podartym ubraniu, z włosami rozpuszczonymi i z zasłoniętą brodą, oraz wołać: „Uciekać! Nieczysty! Uciekać! Nie dotykać!” (Kpł 13,45-46; Lm 4,15).
W przypadkach uzdrowienia z trądu - częstszych dla lżejszych chorób skóry określanych tym terminem, a niezwykle rzadkich dla właściwego trądu - prawo Księgi Kapłańskiej nakazywało stawić się przed kapłanem, aby uzyskać od niego oficjalne potwierdzenie uleczenia i złożyć ofiarę oczyszczenia.
Całkowite oczyszczenie z trądu, przywrócenie wzroku niewidomym, mowy niemym, słuchu głuchym oraz siły chromym zaliczano do znaków czasów mesjańskich (Iz 35,5-8). Dlatego Ewangelie, na tle całej działalności Jezusa, bardziej szczegółowo opowiadają o cudach tego rodzaju niż o innych cudownych znakach. W oczyszczeniu trędowatego odsłania się jeszcze jeden wymiar czasów mesjańskich.
Biblijne opowiadania o wykroczeniach Miriam, siostry Mojżesza, oraz Ozjasza, króla judzkiego (Lb 12,10; 2 Krn 26,20), sprawiły, że judaizm traktował trąd jako karę za grzechy. Oczyszczając trędowatego właśnie przez dotyk, Jezus odwrócił o 180 stopni dotychczasowy porządek przechodzenia nieczystości na osoby i rzeczy czyste, znany z przepisów Prawa Mojżeszowego: objawił się On jako całkowicie święty oraz jako uświęcający całego człowieka.
(za: Gość Niedzielny Nr 7/2003)