Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Czytając dzisiejsze Słowo Boże, zaczęłam się zastanawiać nad taką zależnością: w jakim stopniu mój osąd drugiego człowieka, jego postępowania czy słów, jest związany ze świadomością mojej grzeszności.
Prorok Daniel wyraźnie nazywa stan, w jakim znajduję się na co dzień: grzechy, błądzenie, popełnianie nieprawości, bunt, odstępowanie od Bożych przykazań, brak posłuszeństwa Kościołowi.
Świadomość, że taka właśnie na co dzień jestem, nie jest łatwa. Przecież się staram, nieustannie podejmuję rozmaite dobre postanowienia, by zmienić to, co nie jest we mnie dobre.
No właśnie. A co wiem na temat starań i postanowień drugiego człowieka? Czy znam jego serce? Czy znam jego przeszłość, która go ukształtowała, jego rany i cierpienia, smutki i radości, pod wpływem których jest taki, jaki jest?
Jeżeli jestem świadoma własnej grzeszności, jeżeli prawdziwie i dogłębnie ją przeżywam i bólem napełnia mnie fakt, że nieustannie ranię Miłość, to nie będę spieszyła się z osądzaniem, potępianiem, chowaniem w sercu urazy wobec bliźniego.
Jeżeli miarą oceny czyjegoś postępowania będzie moja własna grzeszność i niegodność, to postąpię mały krok na drodze stawania się miłosierną jak Ojciec. On jest nieustannie wobec mnie miłosierny i wybaczający, a przecież jestem grzesznicą, czyli nieustannie zadaję ból Jego sercu. On zna całkowicie brudy mego serca, mimo to nie odwraca się ode mnie, więc i ja nie mogę odwracać się od tego, kto mnie rani. Muszę mu wybaczać, muszę się za niego modlić.
Drugi człowiek jest czasem dużo mniejszym grzesznikiem ode mnie, bo ja ranię Miłość mimo wielkiego doświadczenia miłości.
Post ze świętym Albertem Chmielowskim
"Zniechęcać się nigdy nie trzeba, po burzy bywa spokój, po zimie zielona wiosna."
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.