Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Jako dzieci, w pierwszych dniach i miesiącach naszego życia, uczymy się podświadomie reagować na własne imię, potem uczymy się reagować na nazwisko w szkole i w pracy. Wreszcie zaczynamy zauważać, że nasze imię czy nazwisko wymieniane jest przy różnych okazjach – daj Boże, w sposób nobilitujący nas (ale na to trzeba sobie zapracować), gorzej, jeśli jest odwrotnie.
Nasze imię staje się naszą wizytówką, symbolem, wizerunkiem. Z punktu widzenia naszej pracy ważny jest kontekst, w jakim jest wymieniane.Każdy pragnie, by ten kontekst był jak najlepszy, i dlatego staramy się rzetelnie zapracować na to, by nasze imię budziło pozytywne emocje.
Nasze działania zmierzające w tym kierunku dotyczą nie tylko sfery służbowej, rodzinnej, przyjacielskiej, ale również, a może przede wszystkim, sfery wiary, religii, ewangelizowania tych, którzy Boga nie znają, i tych, którzy o Nim zapominają lub Go unikają. Bo to właśnie jest głównym zadaniem wyznaczonym nam przez Boga i przez Wiarę (przez duże W), do tego zadania zostaliśmy powołani i przeznaczeni.
Bóg woła nas od narodzin po śmierć cielesną, pragnie nas mieć przy sobie ciągle, woła nas i woła do nas z miłością i dobrocią, wyznaczając nam zadania, o których czasami zapominamy bądź nie chcemy pamiętać. A przecież nie tak dawno, bo tydzień temu, obchodziliśmy pamiątkę Chrztu Pańskiego. To za sprawą Chrztu my, nasi przodkowie i nasi następcy otrzymujemy zadania od Pana. Powiem więcej, nie bojąc się tego określenia: otrzymujemy POWOŁANIE DO DZIAŁANIA wyznaczające nam kierunki naszej drogi.
Bóg nas woła do siebie, powołuje, a od nas zależy, czy to wołanie usłyszymy, czy odczytamy nasze powołanie, czy właściwie je zrozumiemy. Powołanie do działania nie oznacza konieczności wyboru jednej jedynej drogi, bowiem wpisana jest w nie nasza osobowość, praca, wykształcenie, środowisko. Natomiast wspólne dla wszystkich jest wezwanie do apostołowania we wszelkich warunkach, środowiskach, sytuacjach.
Zatem w czym tkwi problem? Wydaje mi się, że polega on na tym, czy potrafimy otworzyć się na słowa Boga przeznaczone dla nas indywidualnie, bo On do nas mówi, i to ciągle, poprzez miłość, poprzez wiarę, poprzez Kościół. Pytaniem pozostaje tylko to, czy my chcemy usłyszeć, czy zdajemy sobie w ogóle sprawę z tego, że Bóg do nas mówi?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |