- Pozwól, że ci pomogę. Usunę tę drzazgę! – i już gotowa do pomocy sięgam palcami w kierunku czyjegoś oka. - To przecież musi boleć, wyjmę i będzie po problemie! Nie chcesz? Bronisz się? Czemu?
Z tego samego powodu, dla którego nie powinien operować człowiek z wadą wzroku albo pijany. Jego ruchy stają się niepewne, nieprecyzyjne, a zabieg może i usunie drzazgę, ale nieodwracalnie pokaleczy oko. I ból większy, i widzenie gorsze. Tego dla mnie chcesz? – słyszę.
„Wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka swego brata” – mówi Jezus. Inaczej możesz go okaleczyć. I dodaje ciężkie słowo: obłudniku! O co ci tak naprawdę chodzi? O dobro brata, czy o własne wywyższenie?
Nikt z nas nie widzi tak, jak On. A jednak uczynił nas odpowiedzialnymi za siebie nawzajem i nakazał napominać brata. Zawsze z wielką pokorą. To co widzę może być przecież cieniem mojej własnej belki. I zawsze z Jego miłością i błaganiem, by On sam pokierował moim wzrokiem i – jeśli tego chce – także ręką…
Przeczytaj komentarze | 2 | Wszystkie komentarze »
Ostatnie komentarze:
Któż zatem może chcieć wyjmować drzazgę z oka bliźniego? Nikt. Tylko Jezus może uzdrawiać.
Reszta "uzdrowicieli" to znachorzy lub co gorsza szarlatani.
A jednak sam nie raz próbuję komuś coś "wyciągnąć" z oka.
wszystkie komentarze >
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.