Przyjacielu, jakże tu wszedłeś, nie mając stroju weselnego?
Jak miał mieć, skoro został zaproszony na ulicy? Kiedy miał się przebrać? Pytania te zadaje wielu czytających tekst dzisiejszej Ewangelii. Ale miałyby one sens tylko wtedy, gdyby chodziło o faktyczne wydarzenie. A to przecież tylko przypowieść...
Owa uczta to uczta zbawionych w niebie. Zapraszającym i wyprawiającym ucztę jest Bóg, odmawiającym przyjścia – Żydzi. Zaproszonymi na ucztę z ulicy – poganie. Dobrzy i źli – jak zaznaczono w przypowieści. Strój weselny to dobro, dobre czyny. Ten wyrzucony na zewnątrz z powodu braku odpowiedniego stroju to właśnie jeden z tych złych. Przyjął zaproszenie, ale nie skorzystał z szansy, jaką mu dano. Zaszczyt, który go spotkał nie spowodował przemiany jego serca, jego postawy, jego czynów. Tak, przybył na ucztę. Ale pozostał zły. To dlatego go wyrzucono...
Podobnie może być ze mną. Tak, przyjąłem Boże zaproszenie. Czy jednak jestem godny, by wziąć udział w uczcie zbawionych w niebie? Czy to, co trzeba było w moim życiu zmienić, faktycznie zmieniłem? Zostawiłem brudną, potarganą szatę grzechu a ubrałem się w szatę dobra i prawości?
To ważne pytanie. To pytanie o nasze szanse na szczęśliwą wieczność.
Z nauczania Jana Pawła Wielkiego
Wszystkie istoty podlegające wzrastaniu nie pozostają na zawsze takie same, ale przechodzą wciąż z jednego stanu do innego, poddane nieustannej przemianie na lepsze lub na gorsze (…). Otóż podlegać przemianie znaczy rodzić się wciąż na nowo (...). Tu jednak narodziny nie są następstwem działania zewnętrznego, jak to jest w przypadku istot cielesnych (...). Są skutkiem wolnego wyboru, tak że w pewien sposób to my sami jesteśmy własnymi rodzicami, samodzielnie stwarzamy samych siebie i poprzez nasze wybory nadajemy sobie kształt, jakiego pragniemy” (św. Grzegorz z Nyssy, zacytowany w Veritatis splendor 71)