To, co pasterz zobaczył, my także możemy widzieć, ponieważ aniołowie wzlatują pod niebiosa w każdą noc Bożego Narodzenia. Musimy ich tylko rozpoznać.
Żołnierz stał na warcie cały dzień, aż nadszedł wieczór i czas było zamknąć bramy miasta na noc.
Kiedy to zrobił, podążył przez wąskie i ciemne uliczki do wspaniałego pałacu, który miał Herod w Betlejem.
Wewnątrz potężnego pałacu znajdował się duży, wyłożony kamieniem dziedziniec, otoczony wieńcem budynków, wzdłuż których biegły trzy otwarte galerie, jedna nad drugą. Król postanowił, że na najwyższej z nich odbędzie się uczta dla betlejemskich dzieci.
Galeria ta została, również na wyraźny rozkaz króla, tak przekształcona, że stała się podobna do jakiegoś krytego szpaleru we wspaniałym parku. Po dachu pięły się winne szczepy, z których zwisały bujnie winogrona, a wzdłuż ścian i kolumn stały małe krzewy granatu i drzewa pomarańczowe, pokryte dojrzałymi owocami. Podłoga posypana była płatkami róży, leżącymi gęsto i miękko jak dywan, a wzdłuż balustrady, wzdłuż obramowania dachu, wzdłuż stołu i niskich sof, wszędzie biegły girlandy białych, lśniących lilii.
W tym kwietnym ogrodzie stały tu i ówdzie duże baseny marmurowe, w których przezroczystej wodzie igrały złote i srebrne rybki. Na drzewach siedziały różnobarwne ptaki z dalekich krajów, a w klatce stary kruk gadał bez ustanku.
Zaczęła się uczta i dzieci z matkami wkroczyły na galerię. Tuż przy wejściu strojono je w białe szaty z purpurowym szlakiem, a na główki w ciemnych lokach wkładano wieńce z róż. Weszły kobiety dostojne w czerwonych i niebieskich szatach, w białych welonach zwisających z wysokich, spiczastych nakryć głowy, obwieszonych złotymi monetami i łańcuchami. Jedne niosły swe dzieci na barkach, inne prowadziły synów za rękę, kilka znów, których dzieci były nieśmiałe i przestraszone, wzięło je w ramiona.
Kobiety posiadały na podłodze w galerii. Skoro tylko zajęły miejsca, podchodzili niewolnicy i stawiali przed nimi niskie stoły, na których przygotowano wyszukane potrawy i napoje, jak wypada na królewskiej uczcie. I wszystkie te szczęśliwe matki zaczęły jeść i pić, nie tracąc przecie tej godności i wdzięku, który jest największą ozdobą betlejemskich niewiast.
Wzdłuż galerii, niemal ukryty wśród girland kwiatów i drzew uginających się pod owocami, stał podwójny rząd żołnierzy w pełnym rynsztunku. Stali całkowicie nieporuszeni, jakby nie mieli nic wspólnego z tym, co się działo dokoła. Kobiety nie mogły się powstrzymać, by nie rzucić od czasu do czasu zdziwionego spojrzenia na ten zakuty w żelazo zastęp.
- A oni tu po co? - szeptały. - Czyż Herod sądzi, że nie wiemy, jak się zachować? Czy myśli, że trzeba takiej liczby żołnierzy, aby nas pilnować?
Ale inne znów szeptały, że taki jest zwyczaj u króla. Sam Herod nigdy nie wydawał przyjęcia inaczej, jak z tłumem żołnierzy w całym domu. Tak, to na ich cześć trzymają straż ci uzbrojeni legioniści.
Na początku uczty mali chłopcy czuli się onieśmieleni i niepewni, i cicho stali obok swych matek. Ale wkrótce się rozruszali i zaczęli korzystać ze wspaniałości, które im Herod zaofiarował.
To, co król stworzył dla swoich małych gości, był to po prostu zaczarowany kraj. Wędrując po galerii, znajdowali chłopcy ule, z których mogli wybierać miód, i ani jedna zła pszczoła nie przeszkadzała im w tym. Były tam też drzewa, które schylając się, zniżały do nich obciążone owocami gałęzie. W pewnym kącie galerii spotkali czarodzieja, który w jednej chwili zaczarował im kieszenie, tak że pełne były zabawek. W drugim kącie znaleźli poskramiacza dzikich zwierząt, który pokazał im parę tygrysów tak łagodnych, że można było jeździć na ich grzbietach.
Ale w tym raju z wszystkimi jego uciechami nie było przecież nic, co by tak przyciągało uwagę malców jak długi szereg żołnierzy stojących nieporuszenie wzdłuż jednej strony galerii. Oczy chłopców przykuwały błyszczące hełmy żołnierzy, ich surowe, dumne twarze, ich krótkie miecze wetknięte w bogato ozdobione pochwy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |