Siewca wyszedł siać swoje ziarno. A gdy siał, jedno padło na drogę...
Znamy tę przypowieść. Wiemy, że niektóre ziarna padły na drogę, inne na ziemię skalistą, kolejne między ciernie i tylko część na żyzną, przygotowaną ziemię. Wiemy, kogo oznaczają poszczególne grupy - sam Jezus wyjaśnił to uczniom.
Jaką jestem glebą? Bardzo różną. Czasem będę drogą, czasem skałą, czasem słowo zagłuszą we mnie codzienne troski, w końcu zdarzy się tak, że przyjmę ziarno słowa i wydam owoc. Czasem będzie też tak, że jakieś ziarenko zapadnie we mnie i ożyje nie od razu, ale we właściwym czasie. Być może wtedy, gdy przyschną ciernie. Albo - paradoksalnie - gdy rozwiną się jeszcze bardziej. Być może trzeba jeszcze, by spadł deszcz. Albo wyszło słońce...
Jestem glebą, na której Bóg cały czas sieje swoje ziarno. Z rozszalałą hojnością. Bo czy ma sens sianie ziarna na drogę lub między ciernie? Nam się to wydaje absurdem. Bóg wie: tam też trzeba, by dotarło. Żaden skrawek ziemi, żaden skrawek ludzkiego serca nie może zostać nieobsiany.
On wie, co robi. Trzeba, byśmy Mu w tym towarzyszyli. Z podobną hojnością rozdając owoce tego, co w nas wzrosło. Owoce słowa i owoce czynu.
Każdy owoc w środku zawiera przecież kolejne ziarna...
Przeczytaj komentarze | 1 | Wszystkie komentarze »
Ostatnie komentarze:
wszystkie komentarze >
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.