Czytam dziś w Ewangelii: „Jezus wszedł na górę i przywołał do siebie tych, których sam chciał, a oni przyszli do Niego. I ustanowił Dwunastu (...). Przywołał tych, których chciał i ustanowił tych, których chciał. Nie takich, którzy – teoretycznie – mogli być do tego lepiej przygotowani z racji chociażby wykształcenia czy doświadczenia.
W życiu bywa podobnie. Różne ważne stanowiska w naszym życiu społecznym niekoniecznie otrzymują ci, którzy wykazali się świetnymi świadectwami, doświadczeniem i umiejętnościami, ale ci, których ktoś, wedle własnego uznania, na to stanowisko powołał. Nie ma się co na to obrażać. Rozsądniej przyjąć, że tak właśnie jest. I na przykład dać sobie spokój z zapędzaniem swoich dzieci w bloki startowe wyścigu szczurów.
Spojrzenie na to wydarzenie z perspektywy wiary budzi jednak nadzieję. Sprawa Jezusa wymaga świetnie wykształconych fachowców? Fajnie jeśli są. Ale niekoniecznie. Bo Bóg niekoniecznie posługuje się tymi, teoretycznie, świetnie przygotowanymi. Ostatecznie w sprawach wiary od wysiłków człowieka ważniejsza jest Jego łaska. Bez niej najlepiej przygotowani nic nie osiągną.