Czy nie tkwi w nas poczucie, że osiągnęliśmy już właściwy poziom naszej wiary? A nasze słowne deklaracje przynależności do Chrystusa, częste mówienie, pisanie o Nim wprowadzają nas w iluzoryczne przekonanie, iż to, co mówimy (piszemy) jest tym, czym naprawdę żyjemy. Często są to tylko zabiegi zmierzające do uspokojenia sumienia, że nasza wiara jest poprawna i wobec Boga jesteśmy w porządku. Jeśli nie wchodzimy w żywą relację z Bogiem, to staną się tylko pustą deklaracją i mechanicznym wykonywaniem pobożnych czynności.
Nikt nie przyszywa do starego ubrania jako łaty tego, co oderwie od nowego; w przeciwnym razie i nowe podrze, i łata z nowego nie nada się do starego. Jeśli będę nadal tkwić w starych schematach pobożności, jeśli moja wiara nie będzie otwarta na Boże działanie, jeśli nie będę pogłębiać swojej wiedzy o Bogu, by zacieśniać z Nim więź, jeśli będę wciąż ukierunkowana na własne doznania, na podziw ze strony innych, a nie na wzmacnianie mojej relacji z Bogiem, to prędzej czy później doświadczę rozczarowania Nim. Wtedy najmniejszy kryzys wiary przerodzić się może w niewiarę.
Warto dziś zadać sobie pytanie: jaka jest moja wiara? Czy nie zatrzymała się na etapie dziecięcych przyzwyczajeń, które wyniosłam z domu rodzinnego? Czy dokładam wszelkich starań, by była coraz bardziej świadoma i zbliżała ku Bogu? Czy to, o czym mniemam, że robię dla Boga, naprawdę pogłębia moją więź z Nim?
Czytania mszalne rozważa Aleksandra Kozak
New Life'm
Żarliwa miłość
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.