Stół operacyjny. Doskonale oświetlony. Precyzyjne narzędzia. Szykuje się operacja. Pacjent już gotowy. Odrobina bólu i jego wzrok zostanie uleczony. Lekarz starannie usunie przyczynę choroby.
Chirurg podchodzi do stołu. Jeszcze odwraca głowę. Przez chwilę widzę jego oczy. Pół-ślepe, zmętniałe. Bierze do ręki skalpel i…
Z krzykiem przerażenia budzę się ze snu. Jak ktoś mógł ślepego dopuścić do takiej operacji???
Ile razy na ślepo usiłuję wykonywać operacje na czyichś duszach? Bóg dał mi wolną wolę. Dopuścił. Ale dlaczego ja się ciągle tego podejmuję?
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.