Wtedy ukazał mu się Anioł Pański w płomieniu ognia, ze środka krzewu. Mojżesz widział, jak krzew płonął ogniem, a nie spłonął od niego. Wtedy Mojżesz powiedział do siebie: «Podejdę, żeby się przyjrzeć temu niezwykłemu zjawisku. Dlaczego krzew się nie spala?»
Ogień jest nam potrzebny. Niestety, to co płonie ulega zniszczeniu. Nie zostaje z tego nic, poza popiołem. Takie jest nasze ludzkie doświadczenie. I to naturalne, fizyczne, i przenośne. Człowiek, który płonie, często się spala (by nie użyć słowa: wypala). Ponosi cenę ognia, który go trawi. Co ważne: nie jest to cena zewnętrzna. To nie inni ludzie i nie świat są przyczyną, ale sama misja, którą niesie. Wydaje się, że mamy do wyboru tylko: płonąć lub chronić siebie.
Tymczasem doświadczenie Mojżesza jest inne. Tam, gdzie zstępuje Pan, ogień płonie, ale nie spala krzewu. Nie ma zniszczenia. Mojżesz widzi: Bóg nie niszczy, nie łamie, nie zamienia w proch. Może dlatego dał się posłać? Bo Ten, który Go posłał, nie jest Bogiem śmierci, lecz życia? Jest tym, który Jest?
«Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom.».
Może właśnie takiej prostoty trzeba: wiary własnemu doświadczeniu, że ten ogień nas nie spali, choć po ludzku wydaje się, że powinien? Wiary, która daje odwagę, by pójść za Nim, nie oglądając się na mądrych i roztropnych...?
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.