Kiedy z zewnątrz patrzymy na wiele spraw, stać nas na bezpieczny dystans. Nie zadrży nam głos, nie drgnie ręka: możemy wydawać wyroki, ostrzegać, wskazywać rozwiązania. Lecz kiedy stoimy wewnątrz, wśród poplątanych nitek świata… Dawid rozpaczający po stracie syna (i po co mu zwycięstwo?!), kobieta, która „miała się jeszcze gorzej” mimo wytrwałego szukania pomocy, Jair, któremu umiera dziecko. Kiedy jesteśmy jak oni – słowa o modlitwie i słowa modlitwy, niesienie krzyża – tracą swój wyrównany rytm, tracimy oddech i grunt pod nogami.
Wiara, którą wyznajemy, nie boi się wątpliwości, nie wygładza pytań, nie zmniejsza niepewności. Każe oczekiwać. Wołać. Wzywa, by stawać nie w bezpiecznej odległości – a pośrodku ludzkiego losu, w tłumie ojców, córek, sióstr.
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.