Ukryłem się… Ze swoim wstydem, nagością, lękiem… Przeżywam kolejne klęski, upadki. Po każdym pogrążając się coraz bardziej w rozpaczy. Rezygnując z ambitnie postawionych celów.
Ukryłem się… Przez zasłonę obserwując poszukiwania tych, którzy odeszli od zmysłów opętani przez Belzebuba. Bojąc się, by moja kryjówka nie została odkryta, a ja nie został policzony do ich grona.
Ukryłem się… A mimo to usłyszałem słowo nadziei. O Potomku depczącym głowę węża i przywracającym do życia. O przybraniu za synów. O bezmiarze chwały przygotowanym dla wpatrujących się w to, co niewidzialne.
Nie ma takiego ukrycia, w którym nie można zostać znalezionym. Nie ma takiej ciemności, której Bóg nie rozjaśnił by światłem nadziei. A nawet w najgłębszej kryjówce zawsze można usłyszeć jego pytanie: gdzie jesteś. I poczuć się znalezionym.
Dodaj swój komentarz »