Jakże to się może stać? Wątpliwości Nikodema są uzasadnione. Znał prawo i proroków. Oczekiwał, jak inni, odnowienia Jerozolimy i czasu królestwa. Wszystko miał poukładane. Przy czym w jego wizji główna rola przywódcy i zarazem wykonania zadania związana była z osobą Mesjasza. On wszystkiego dokona, my będziemy spożywać owoce.
W tej układance były co najmniej trzy niewiadome. Nowe narodziny, wiatr nie wiadomo skąd przychodzący i dokąd prowadzący, wreszcie obraz węża wywyższonego na pustyni. Czyli absolutna nowość. Czy wszystko ułożyło mu się w głowie po rozmowie z Jezusem? Raczej nie. Decydujący był nie moment, gdy usłyszał o wietrze i wężu. Decydujący był moment, gdy Ciało Wywyższonego zdejmował z krzyża, a później, po trzech dniach biegł do pustego grobu.
Czy był w gronie pierwszych uczniów? We wspólnocie tak pięknie opisanej przez Świętego Łukasza? Prawdopodobnie tak. Bo wtedy już wiedział, że warto dać się poprowadzić Wiatrowi w nieznane. Zapewne wiedział także i to, że ta wspólnota będzie szła dalej, głębiej, przyoblekając się w nowe formy życia i działania. Ale jedno w niej pozostanie stałe, niezmienne – Ten, który dał się wywyższyć, a wierzących w swoje wywyższenie przyoblekł, zanurzając w wodzie, udzielając im swego Ducha. By później, jak wiatr, bez lęku, szli w nowe, nieznane. Zakorzeniając się w miejscu i czasie, równocześnie będąc ponad miejscem i czasem. Jak On – Początek i Koniec.