Najpierw jest Bóg - Ojciec - Miłość, a dopiero potem grzech i jego sens. Moralność bowiem i jej uzasadnienie w pierwszym rzędzie wynika z samego Boga i z tego kim On jest, oraz jaki ma stosunek do nas.
Kilka uwag technicznych. Spowiedź nie jest miejscem dysput teologicznych, referowania grzechów innych ludzi, zdawania relacji z procesu leczenia chorego wyrostka, kozetką psychoanalityka. Szanujmy także czas i cierpliwość kapłana. Jeśli bowiem ktoś przychodzi do spowiedzi po 40 latach, w Wielką Sobotę, za pięć minut Wigilii Paschalnej, to niech się nie dziwi, że usłyszy co ksiądz myśli na ten temat.
Pozostaje jeszcze jeden aspekt spowiedzi, a mianowicie “spowiedź a’la stan wojenny”, czyli spowiedź na kartki. Karki do chrztu dziecka, przed ślubem, bierzmowaniem itd. Trudno stwierdzić czy więcej z tego szkody czy pożytku. Dla jednych będzie to szansa na powrót do Boga pod wpływem takiego przymusu, dla innych spowiedź będzie świętokradztwem… Trzeba pamiętać, że kapłana można oszukać. Nie jesteśmy wykrywaczem kłamstw, nie każdy z nas jest ojcem Pio, nie przed kapłanem tu klęczymy… Osobną sprawą są pary narzeczonych, którzy przygotowują się do małżeństwa i już mieszkają ze sobą. Powinno się, jeśli deklarują się jako katolicy, żądać od nich zamieszkania osobno, aby mogli odbyć obie wymagane spowiedzi. Niestety jednak siła bezwładności jest tak duża, że kapłani często godzą się z tym stanem rzeczy wymagając tylko ostatniej spowiedzi, przed samym ślubem. Wracając jeszcze do formuły “więcej grzechów nie pamiętam…” Ponoć ogry są jak cebula, mają wiele warstw, ale nie tylko one. Człowiek także ma pewien poziom wytrzymałości i gdyby poznał cały ogrom swojego grzechu oraz jego ohydę, a także jakie ten grzech miał konsekwencje, to z pewnością popadłby w rozpacz. Bóg więc zdejmuje z człowieka grzechy warstwami. Od naszej strony mamy zrobić wszystko, aby grzech poznać, znienawidzić, podjąć roztropny plan naprawczy i te grzechy wyznać szczerze bez żadnych usprawiedliwień “bo wszyscy”, “bo musiałem”, “bo czasy takie” itd. Jednak Bóg także jako zaproszony w nasze przygotowanie do spowiedzi działa w nas i formuła ta jest jakby Jego buforem, który chroni człowieka przed nim samym. Zdarzyć się jednak może, że mimo szczerych chęci ktoś zapomni jakiś grzech. Jeśli był to grzech lekki, trudno. Pamiętajmy, że Eucharystia gładzi grzechy lekkie. Grzechy ciężkie raczej trudno zapomnieć, chyba że ma się wysoki poziom sklerozy, wtedy jest to wybaczalne. Sytuacją jasną jest także zatajenie grzechu, co powoduje że spowiedź jest świętokradzka.
Ostatnim punktem, wydaje się także niedocenianym jest zadośćuczynienie Bogu i bliźniemu. Oczywistym jest, że nie da się zadośćuczynić tak jakbyśmy byli w stanie zapłacić za przebaczenie. Zrobił to Jezus i czasem tam gdzie penitent chce się ukarać za jakiś grzech należy pod posłuszeństwem zabronić aktów destrukcyjnych. Jeśli ktoś cierpi na tę przypadłość sumienia, należy zlecić mu w ramach pokuty jakiś paradoksalnie drobny gest np. ucałowanie stóp ukrzyżowanego Jezusa w kruchcie kościoła. Pokuta bowiem nigdy nie odbywa się na zasadzie proporcji. Niemniej jakiś aspekt sprawiedliwości w stosunku do ludzi skrzywdzonych naszym grzechem powinien być wykonany. W sprawach prostych wystarczy oddać skradzioną rzecz lub jej równowartość wpłacić na jakiś cel charytatywny, sprostować fałszywe informacje itd. Co jednak z grzechami, których nie można tak łatwo naprawić? Jak bowiem naprawić rozbite małżeństwo czy przywrócić życie zabitemu dziecku w wyniku aborcji? W takim wypadku należy zwrócić się do środków pokutnych znanych z kart Ewangelii. Są nimi post, modlitwa i jałmużna. Pisaliśmy już o potrójnym wymiarze grzechu. Święty Augustyn podaje, że jałmużna kieruje nas na dobro bliźniego, post poskramia nasze żądze, a modlitwa służy oddaniu chwały Bogu. Jasnym jest więc, że sama modlitwa jest tu niewystarczająca. Analizując duchowość dawnych wieków widać bardzo wyraźnie jak poważnie pokuta była traktowa. Wiele kościołów powstało z donacji skruszonych grzeszników (część z pewnością chciała w ten sposób po prostu wykupić się z winy, ale ostatecznie Bóg oceni ich intencje). Poza tym duchowość pielgrzymek, tak mocno naznaczająca średniowiecze wiązała się z pokutą za grzechy (czasem szkoda, że atmosfera na współczesnych pielgrzymkach bywa aż nadto radosna, ale znów nie chciałbym generalizować i oceniać). Wracając do postu, jałmużny i modlitwy, święty Tomasz z Akwinu opisuje to tak:
“Zadośćuczynienie wymaga, byśmy coś ujęli sobie na chwałę Bożą. Posiadamy tylko trzy rodzaje dóbr: duchowe, cielesne i zewnętrzne w postaci majątku. Otóż ujmujemy sobie coś z dóbr zewnętrznych, dając jałmużnę, spośród zaś dóbr cielesnych poszcząc. Ale gdy chodzi o dobra duchowe nie potrzeba niczego ujmować sobie z tego, co należy do ich istoty oraz ich całości, gdyż te dobra duchowe czynią nas miłymi Panu Bogu. Ujmujemy je sobie tylko w znaczeniu, że całkowicie poddajemy je Panu Bogu. A to urzeczywistnia się przez modlitwę”. Co więcej ten sam autor pytając czy pokuta ma trwać aż do końca życia, udziela odpowiedzi:
“Istnieją dwa rodzaje pokuty: wewnętrzna i zewnętrzna. Wewnętrzna polega na żalu, że się grzech popełniło. Tego rodzaju pokuta powinna trwać całe życie. Człowiekowi ustawicznie powinno się nie podobać, że zgrzeszył; gdyby bowiem podobało mu się to, że zgrzeszył, już przez to popełniłby grzech i utraciłby owoc przebaczenia. (…) Jeśli zaś chodzi o pokutę zewnętrzną, polegającą na zewnętrznych oznakach żalu, jakimi są: spowiedź ustna przed kapłanem, który rozgrzesza, zadośćuczynienie naznaczone przez tegoż kapłana, to nie musi ona trwać do końca naszego życia, lecz jedynie przez czas odpowiednio proporcjonalny do wielkości grzechu”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |