Najpierw jest Bóg - Ojciec - Miłość, a dopiero potem grzech i jego sens. Moralność bowiem i jej uzasadnienie w pierwszym rzędzie wynika z samego Boga i z tego kim On jest, oraz jaki ma stosunek do nas.
Wiele jest definicji grzechu, tego uczyliśmy się jako dzieci przed pierwszą komunią świętą. Grecki wyraz „hamartia” oznacza chybienie w cel i z tego co pamiętam, w grece klasycznej oznaczał łucznika, który nie trafił w ten punkt tarczy, który był zamierzony. Tłumaczy to w pewien sposób grzech. Trzeba przecież wyraźnie zaznaczyć, że grzech jako taki zawsze opakowany jest jako coś dobrego. Gdybyśmy zobaczyli czym jest on w istocie omijalibyśmy go szerokim łukiem. To bardzo sprytna taktyka złego ducha. Ile grzechów zostało popełnionych w imię wolności, równości, braterstwa, tolerancji, praw człowieka itd. To sytuacja doskonale znana od początku. Kiedy Bóg zasadził drzewo poznania dobra i zła oraz zabronił człowiekowi zerwać owoc. Znamy tę historię i najczęściej zupełnie błędnie ją interpretujemy. Nie chodzi przecież o to, że Bóg zabrania wiedzy i poznania. Człowiek trwał w obecności Boga i niczego mu nie brakowało. Pojawił się jednak wąż, który zasiał w serce niepewność. „Bóg nie może Cię kochać skoro czegoś Ci zabronił, pewnie coś ukrywa, nie chce się podzielić”. Wąż obiecał także człowiekowi sukces, pewną korzyść z przekroczenia Bożego prawa. Znana pokusa, polegająca na braku zaufania, że Bóg wie lepiej. Trochę podobna do dziecięcego buntu kiedy rodzice zabraniają wkładania palca do kontaktu, lub jedzenia samych słodyczy. Śmieszne to zachowanie z perspektywy lat, ale bardzo powtarzalne jeśli chodzi o pokusę. Wracając jednak do raju, kluczem jest tu poznanie, hebrajskie „jada”. Oznacza to poznanie w sensie czynnym, opanowanie czegoś, podporządkowanie. Zerwanie więc owocu było chęcią zapanowania nad dobrem i złem, decydowania o tym co złe i dobre. To postawienie się w miejsce Boga. Skutki tego grzechu widać od razu. Oskarżenie, spychanie odpowiedzialności, ukrycie się w krzakach przed Bogiem. Sytuacja powtarzana w jakiś sposób w każdym grzechu. Dziś tylko krzaki nazywają się inaczej (gazeta, praca, alkohol), reszta zostaje bez zmian. Reakcja Boga jest jednoznaczna. Człowiek zostaje wyrzucony z Ogrodu, będzie odtąd niósł w sobie tęsknotę za ziemią, z której został wzięty. Nie mógł pozostać w obecności Boga, bo grzech jest obrzydliwością w Jego oczach (grzech, nie grzesznik). W takim stanie człowiek nie mógł żyć wiecznie, aby nie potęgować skutków grzechu. Musiała przyjść śmierć, aby człowiek został wyzwolony z panowania grzechu, aby mógł wrócić do obecności Boga. Podobny schemat już wcześniej miał miejsce. Trwanie w obecności Boga i pycha – spychającą z wyżyn nieba. Wystarczył jeden grzech, wewnętrzny, w pełnej wolności i zrozumieniu, aby skończył się wygnaniem do piekła, czyli wybraniem nie – Boga. A przecież Bóg jest sprawiedliwy i nie nakłada kary większej niż ta, na którą się zasługuje. Jest miłosierny nawet w karaniu jak ojciec, który wymierza karę, nie z zemsty czy chęci odwetu, miarkując karę swoją dobrocią. Grzech więc musi być czymś w swej istocie czymś ohydnym skoro jest tak karany. Tu warto zauważyć, że bunt Lucyfera jest ostateczny i nie ma on szans na nawrócenie. Im bowiem większa świadomość i wolność w grzechu, tym kara jest większa i ciężar tegoż grzechu. W przypadku Lucyfera i zbuntowanych aniołów była to decyzja podjęta poza czasem, w sposób całkowicie wolny, a więc wybór okazał się wieczny. Człowiek nieposłuszny i popełniający ten sam grzech pychy zostaje wypędzony z raju, traci pewne dary, ponosi skutki grzechu. Skoro Bóg – Miłość tak ukarał pierwszych rodziców to grzech musi być czymś strasznym. Idąc dalej, spoglądamy na Jezusa Chrystusa, który każdą swą raną zaświadczył czym jest grzech. Łatwo wtedy zrozumieć, że musi on być złem największym ze wszystkich. Przypominam cytaty ze świętej Faustyny:
„15 III 1937. Dziś weszłam w gorzkość męki Pana Jezusa; cierpiałam czysto duchowo, poznałam, jak straszny jest grzech. Dał mi [Pan] poznać całą odrazę do grzechu. Wewnętrznie, w głębi mej duszy, poznałam, jak straszny jest grzech, chociażby najmniejszy, jak bardzo dręczył duszę Jezusa. Wolałabym tysiąc piekieł cierpieć, niż popełnić chociażby najmniejszy grzech powszedni” (Dz. 1016).
„O mój Jezu, wolę do końca świata konać w największych katuszach, aniżeli bym miała Cię obrazić najmniejszym grzechem” (Dz. 741).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |