„Gdy Abram miał dziewięćdziesiąt dziewięć lat, ukazał mu się Pan”. Wspaniała perspektywa: wiek, znużenie, nasz gorzki śmiech w obliczu obietnic, wypalenie czy cokolwiek innego – nic nas tu nie przekreśla. Pan się objawia. Ciągle jesteśmy w grze.
„Gdy Jezus zszedł z góry, postępowały za Nim wielkie tłumy. A oto podszedł trędowaty”. I co? Czy w tym ludzkim mrowiu nie było lepszych, bardziej godnych, zasłużonych, nawet – bardziej cierpiących? Byli zapewne. Ale ów człowiek zawołał Jezusa, został przez Niego uzdrowiony, mógł się z powrotem wpisać w społeczność, zachować jak należy. Wspaniała perspektywa: te nasze nieograniczone możliwości dostępu do Boga, korzystania z Jego łaski, świadomość, że nie giniemy w tłumie, że nas słyszy.
Służba Panu. Możliwość jej wykonywania we wszystkich okolicznościach. Przywilej, który dostaliśmy na zawsze.
Ja pokażę. Ale co? Wielkie dzieła to raczej nie wynik ludzkiego wysiłku, le Bożej laski.
Bóg okazuje cierpliwość, nie jest pamiętliwy ani mściwy i nie męczy się przebaczeniem.