Bóg jako mocny, człowiek jako słaby. Hańba, obcość, obelgi, uwięzienie, bycie kimś mało znaczącym – wszystkie te zawirowania ludzkiego losu i to, że w oczach Boga jesteśmy ważniejsi niż wiele wróbli, że Mocarz jest po naszej stronie. Na papierze wygląda to nawet logicznie, zgrabnie jak zazębiające się ogniwa układanki. Doświadczyć tej sytuacji, posmakować przez szereg dni, przekonać się, że słowa o ubóstwie nie są metaforą – czy tego właśnie nam brakuje, byśmy przestali trwać w samozadowoleniu?...
Poznanie Boga w jakiś sposób to zakłada: że zaczniemy widzieć siebie inaczej, że nasza kondycja stworzenia stanie się aż nazbyt oczywista. Poznanie Boga w jakiś sposób nas odsłania: spadają maski, ujawniają się błędy, zmienia się hierarchia potrzeb.
Bóg jako obdarzający mocą. Człowiek jako ktoś, kogo słabość nie przekreśla, nie definiuje.