Czytałam kiedyś książkę o mrówkach, napisaną przez naukowca, badacza tych żyjątek. Z tekstu biło zafascynowanie mrówkami, podziw dla nich, ogromna życzliwość. Człowiek, który był zafascynowany mrówkami, niemalże w nich zakochany.
Czy byłby w stanie stać się mrówką, by innym mrówkom na mrówczy sposób przybliżyć rzeczywistość ludzką? Pewnie nie. Zbyt wielkie ograniczenie, ogołocenie.
A przecież ktoś coś podobnego zrobił: Bóg stał się Człowiekiem, by ludziom przybliżyć rzeczywistość boską. By zaprosić ich do swego „świata”.
Bóg niepojęty i wszechmocny zniżył się do poziomu robaczka tylko dlatego, że go kocha. Dzięki temu żaden człowiek nie może powiedzieć, że jest nieważny, a jego istnienie nieistotne i bez znaczenia.
„Pan Bóg sprawił, że krzew rycynusowy wyrósł nad Jonaszem po to, by cień był nad jego głową i żeby mu ująć jego goryczy. Jonasz bardzo się ucieszył [tym] krzewem. Ale z nastaniem brzasku dnia następnego Bóg zesłał robaczka, aby uszkodził krzew, tak iż usechł” (Jon 4,6-7).
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.