To zdecydowany zgrzyt w takie ciepłe, rodzinne święta. Ledwo narodziło się dziecię. Zapowiadany Mesjasz. Ledwo śpiewaliśmy Chwała Bogu na wysokości...
Dziś przyszedł czas na to, by wytrwać w tym śpiewie także wtedy, gdy przestaje być miło. Gdy nasze słowa budzą gniew, gdy sprawiają, że spadają na nas kamienie, gdy wydaje nas brat lub ojciec...
To własnie jest czas, by swoim życiem wyśpiewać chwałę Boga. By nie szukać swojej obrony. By przebaczać. By oddając życie pokazać, że wierzę Temu, od którego ono zależy.
Może właśnie to jest moje największe zadanie? Może mam być ziarnem zasianym i obumarłym, by gorliwy faryzeusz Szaweł mógł stać się świętym Pawłem?
Chwała Bogu na wysokościach,
a na ziemi pokój ludziom, w których sobie upodobał.
Niech ten śpiew w nas nie milknie.
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.