Adwent to czas radosnego oczekiwania na przyjście Pana. Ale przecież zanim to nastąpi Bóg zapowiada: "Oto Ja wyślę anioła mego, aby przygotował drogę przede Mną, a potem nagle przybędzie do swej świątyni Pan, którego wy oczekujecie, i Anioł Przymierza, którego pragniecie. Oto nadejdzie, mówi Pan Zastępów. Ale kto przetrwa dzień Jego nadejścia i kto się ostoi, gdy się ukaże? Albowiem On jest jak ogień złotnika i jak ług farbiarzy. Usiądzie więc, jakby miał przetapiać i oczyszczać srebro, i oczyści synów Lewie-go, i przecedzi ich jak złoto i srebro"
Nadejdzie więc dzień, który ludzie żyjący w średniowieczu nazywali "dies irae" - dzień sądu, pomsty i kary z grzechy. Czyż można z radością oczekiwać kiedy wreszcie to nastąpi, wyglądać z utęsknieniem takiego czasu? I okazuje się, że tak, bo przecież pierwsi chrześcijanie wołali: "marana tha" - przyjdź Panie Jezu. Czyżby nie znali zapowiedzi Chrystusa i nie zdawali sobie sprawy z tego co ich wówczas czeka, czyżby byli odważniejsi od nas? A może to właśnie oni mieli rację, może lepiej niż my potrafili zrozumieć, że od opisu katastrof i klęsk towarzyszących końcowi czasów ważniejsze są słowa Chrystusa: "A gdy to się dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie. Włos z głowy wam nie spadnie. Przez swoją wytrwałość ocalicie życie" Czekali na Chrystusa, czekali na Tego dla którego gotowi byli poświęcić wszystko - majątek, sławę, życie nawet. Wyglądali z niecierpliwością nadejścia upragnionego dnia gdy Pan powróci, by odnowić wszystko, ostatecznie zniszczyć grzech, niesprawiedliwość, obłudę i fałsz, dnia, w którym zapanuje królestwo wiecznego szczęścia, miłości i pokoju.
Mamy te same prawdy wiary, przyjęliśmy ten sam chrzest i wierzymy w tego samego Boga co oni, prawie na każdej Mszy św. wypowiadamy słowa: "Głosimy śmierć twoją Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia w chwale". Ale czy rzeczywiście oczekujemy? Czy jest w nas ta tęsknota za owym dniem kiedy przyjdzie Pan, czy z niecierpliwością wyglądamy kiedy wreszcie nastąpi koniec czasów? A może serca nasze są już ociężałe, obojętne i nie ma w nich radości, nadziei, tęsknoty? Może nasz wzrok nie potrafi już przebić się przez zasłonę trosk doczesnych i dostrzec tego co wieczne? Dlatego właśnie wolimy zapomnieć, że kiedyś nasze życie dobiegnie kresu, wolimy nie myśleć o dniu, w którym przyjdzie Pan. A przyjdzie na pewno, jak złodziej w nocy, gdy nikt nie będzie się Go spodziewał. Być może za sto, tysiąc lat, a może też za pięć minut. Czy jesteśmy na to przygotowani?
Pytania do rachunku sumienia:
Budzik adwentowy
Drugi układ obejmuje tych, którzy nie praktykują religii, mianowicie bardzo wielką liczbę ochrzczonych, którzy po większej części nie wyrzekli się wyraźnie swego chrztu, ale pozostają jakby na jego marginesie i nie żyją według niego. Że ludzie nie praktykują religii, to stare zjawisko w historii chrześcijaństwa; rodzi się ono z pewnej naturalnej słabości i wewnętrznej niezborności, jakie niestety tkwią głęboko w duszy ludzkiej. Ale w naszych czasach przybrało ono nowe cechy. Często tłumaczy się je typowym dla naszych czasów wykorzenieniem ludzi. Ono sprawia, że chrześcijanie są zmieszani z niewierzącymi i że stale są napastowani przez niewierzących. Wreszcie, dzisiejsi niepraktykujący, bardziej niż to bywało dawniej, usiłują wytłumaczyć ten swój stan i usprawiedliwić odwołaniem się do religii wewnętrznej, do osobistej niezależności, czy do osobowego autentyzmu. (ADHORTACJA APOSTOLSKA EVANGELII NUNTIANDI O EWANGELIZACJI W ŚWIECIE WSPÓŁCZESNYM 56).
Przeczytaj komentarze | 1 | Wszystkie komentarze »
Ostatnie komentarze:
wszystkie komentarze >
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.