Marzyły o tym rzesze kobiet, od zarania dziejów, od czasu gdy pierwszy człowiek, poznawszy ciężar grzechu usłyszał obietnicę o potomstwie niewiasty, które pokona szatana. Przez wieki, w narodzie wybranym, wśród Bożych obietnic i zachęt do oczekiwania - czynnego, czujnego i cierpliwego, w zaciszu swego serca pytały z drżeniem: A może to właśnie ja?. Aż wreszcie nadeszła ta chwila gdy zakochany Bóg stanął u drzwi młodej, prostej dziewczyny z Nazaretu i zapraszając ją na wielkie drogi nieba i ziemi rzekł do Niej:
„Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus.
Będzie On wielki, i będzie nazwany Synem Najwyższego,
a Pan Bóg da mu tron Jego praojca Dawida.”
A potem Słowo stało się Ciałem… I wydawać by się mogło, że od teraz już wszystko będzie proste: tak - tak, nie - nie. Palmy pod stopami i wieńce na skroniach. Czyż bowiem nie była godną najwyższej czci ta, która stała się Matką Boga, wybrana spośród setek tysięcy? Powinna żyć wśród uwielbienia i szacunku. Otoczona zastępami służących czekających na każde jej skinienie i gotowych spełnić wszystko co tylko sobie zażyczy. Tymczasem jak było dalej doskonale wiemy: Długa droga do Betlejem, zatrzaśnięte drzwi i niechęć ludzka. Zimna grota w skale i kamienny żłób. Nienawiść Heroda, strach, ucieczka do Egiptu. A potem zwyczajne życie prostych ludzi w Nazarecie. Bez podziwu, fanfar czy chórów anielskich. I jeszcze te słowa starca Symeona, dźwięczące w duszy, jak złowrogie echo, przez 33 lata: „A Twoją duszę miecz przeniknie…”
I niezrozumienie Jej Syna, czyhanie na Jego życie, odrzucenie przez najbliższych, w końcu krzyż... Taka była cena szczególnego wybrania i wyróżnienia przez Boga.
W nas także jest to pragnienie, by Bóg nas jakoś szczególnie wyróżnił. Tylko, czy zdajemy sobie sprawę jakie niesie to ze sobą konsekwencje? Czy potrafilibyśmy odpowiadać Bogu jak Maryja: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według Twego słowa” - nie tylko podczas Zwiastowania, ale także pod krzyżem? Bo jeśli nie - to dziękujmy Panu Bogu za takie życie, jakie mamy.
Pytania do rachunku sumienia:
Budzik adwentowy:
Cieszymy się, że Kościół coraz bardziej uświadamia sobie właściwy, ewangeliczny sposób przyczyniania się do wyzwolenia ludzi. A cóż czyni? Usiłuje coraz bardziej wpływać na wielu chrześcijan, aby poświęcili się wyzwalaniu innych. On daje tym chrześcijanom „wyzwolicielom” postawę wyznaczoną przez wiarę, motywację dla miłości braterskiej i naukę społeczną, której żaden prawdziwy chrześcijanin nie może przeoczyć, ale winien ją wziąć za podstawę dla swoich przekonań i doświadczenia, żeby ją przemienić na normy działania własnego, współdziałania z innymi i zobowiązania. (…) Kościół zawsze usiłuje włączać chrześcijańskie usiłowania wyzwoleńcze w powszechny plan zbawienia, jakie głosi (ADHORTACJA APOSTOLSKA EVANGELII NUNTIANDI O EWANGELIZACJI W ŚWIECIE WSPÓŁCZESNYM 38).
Przeczytaj komentarze | 1 | Wszystkie komentarze »
Ostatnie komentarze:
wszystkie komentarze >
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.