Tam się przemienił wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe, tak jak żaden na ziemi folusznik wybielić nie zdoła. I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem.
A potem? Potem trzeba było zejść w dół. I dzielić z Jezusem zmienne losy Jego popularności. Aż do Jego krzyżowej śmierci. I dalej, aż do zmartwychwstania, wniebowstąpienia i napełnienia w dniu Pięćdziesiątnicy Duchem Świętym. Po tych wydarzeniach wspomnienie Taboru na pewno nie było już tak potrzebne. Ale wcześniej...
Każdy ma chyba w życiu jakieś swoje „Tabory”. Gdy Bóg wydaje się bliski, pójście drogą Ewangelii oczywiste. To światło na dni, kiedy wokół szaruga, a sercu brakuje już sił. Samo wspomnienie takich chwil pewnie by nie wystarczyło, gdyby nie ta pewność płynąca z objawienia danego przez samego Boga: „Jego słuchajcie”. Co by się nie działo, „Jego słuchajcie”...
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.