Przesłanie Pierwszego Listu świętego Jana wydaje się być miodem na skołatane serce. Ale uważna jego lektura miód przeistacza w twardy do zgryzienia orzech. Nie miłujcie świata… Czyli tego wszystkiego, czym się otaczamy, czego pożądamy, pragniemy, co z takim trudem zdobywamy.
Może ktoś zapytać: cóż złego w tym, że chcę mieć nowy smartfon. Właściwie nic – na dobra sprawę. Pod warunkiem, że zdobywanie, nabywanie, gromadzenie, nie jest celem samym w sobie. Nie określa wartości mnie jako człowieka. Wreszcie nie przysłania mi prawdy o dalszym ciągu.
Tak, perspektywa miłości, wybrzmiewająca niemalże z każdego zdania Listu, staje się ożywczą i przemieniającą człowieka siłą dopiero wówczas, gdy ten uświadomi sobie i uwierzy (sic! – „bo nie uwierzyli”), że Bogu nie chodzi o jakąś przelotną przygodę, ale o rzeczywistość, która raz rozpoczęta, nigdy nie będzie miała końca. Będzie „trwać na wieki”. Chociaż niekiedy wszystko będzie przemawiało za niezbyt fortunnym końcem.
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.