Napisał lapidarnie Ewangelista Marek:
Po rozmowie z nimi Pan Jezus został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga.
A to coś niesamowitego, prawda? Ich Mistrz, ich Nauczyciel, ale przecież też i ich przyjaciel został z woli Ojca władcą w niebie. Czy mając kogoś takiego za sobą można się czegokolwiek bać?
Poszli więc, zgodnie z Jego nakazem i wszędzie głosili Ewangelię. Zresztą „Pan współdziałał z nimi i potwierdzał naukę znakami, które jej towarzyszyły”. Nie byli sami…
My też dziś nie jesteśmy sami. Czy głosimy Ewangelię słowem, czy raczej, jak to zostało ujęte w scenie z Dziejów Apostolskich, jesteśmy świadkami, czyli głosimy ją bardziej swoim życiem, Chrystus jest z nami. Czego się bać? Czemu zmiękczać ją i ugładzać, skoro jest jaka jest i nie z wyników będziemy rozliczani – wszak wiara najgłębszym swoim pokładzie jest Bożą łaską - ale z tego, czyśmy chcieli ją głosić?
Nie mamy czego się bać...
Dodaj swój komentarz »