Jakże często czuję się jak uczniowie w łodzi, na środku jeziora. Wokół szaleje wicher, fale biją w łódź, łódź napełnia się wodą, zaczynam tonąć.
Jakże trudno zachować wtedy pokój w sercu i mocno wierzyć, że Jezus jest przy mnie. Cokolwiek dzieje się w moim życiu – On jest tuż obok, niedaleko, na wyciągnięcie ręki.
A jednak lęk ogarnia moje serce, mój umysł. Modlitwa pełne jest krzyku, skargi, wołania o pomoc.
I ta różnica: modlić się z wiarą, prosząc o pomoc, a modlić się w trwodze i strachu.
Nie jest łatwo wierzyć, gdy wokół burza. Ale nie jest też łatwo wierzyć, gdy wokół szarość i nic się nie dzieje. W moim życiu nie dzieją się cuda, odmawiane nowenny nie przynoszą spodziewanych, szybkich owoców.
Warto wtedy nieustannie wracać do Abrahama i Sary i razem z nimi iść, nie wiedząc dokładnie, dokąd zmierza droga i jakie przygody mnie na niej spotkają. Ani jak długo trzeba będzie zmierzać do celu.
„Według wiary waszej niech wam się stanie!” (Mt 9,29b)
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.