Piotr widział, Piotr był świadkiem. Tego jak na Taborze Jezus przemienił się i rozmawiał z Mojżeszem i Eliaszem. Nawet wypalił głupio o tym zbudowaniu trzech namiotów. I usłyszał. Głos mówiący z obłoku – „To jest mój syn wybranym jego słuchajcie”. Dlatego po latach napisał: „Nie za wymyślonymi bowiem mitami postępowaliśmy wtedy, gdy daliśmy wam poznać moc i przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa, ale nauczaliśmy jako naoczni świadkowie Jego wielkości”.
„Trzeba w coś wierzyć”, „każdy musi w coś wierzyć” – słyszę czasem. Zgadzam się o tyle, że postawa wiary – niekoniecznie w Boga i Jezusa – jest bardziej rozpowszechniona, niż mogłoby się wydawać. Choćby to, że ateista wierzy tylko przecież, że Boga nie ma; dowodów na to przedstawić nie potrafi. Buntuję się jednak, słysząc takie stwierdzenia, bo to nie jest tak, że moja wiara jest jednym z wielu ludzkich wymysłów, równie dobrym jak wiara we „własnego bożka” czy w różnorakie zabobony. Nie, nie poszedłem za wymyślonymi mitami. Uwierzyłem tym, którzy widzieli i słyszeli. I którzy dla tej sprawy i za tę sprawę właśnie oddali swoje życie.
Dodaj swój komentarz »