Ciekawe co rozumie z tego ktoś, kto nie zna chrześcijaństwa? Albo chrześcijanin, który wiedzę religijną, mimo uczęszczania przez 12 lat na lekcje religii, ma mizerną? Myślę o tym pierwszym czytaniu, z Apokalipsy. „Chodź, ukażę ci Oblubienicę, Małżonkę Baranka” – mówi Anioł do Wizjonera. I unosząc go „w zachwyceniu na górę wielką i wyniosłą” pokazuje mu... „Miasto Święte, Jeruzalem”. Na dodatek zstępujące z nieba od Boga...
Bo to tak z apokalipsami jest. Niewtajemniczony może sobie czytać – nie zrozumie; dla niego to tylko jakieś baśniowe obrazy. Zrozumie wtajemniczony; chrześcijanin, który gorzej czy lepiej, ale zna Boże objawienie. On rozumie, że w tej karkołomnej wizji łączą się ze sobą dwa nurty prorockich zapowiedzi: ten, w którym miłość Boga do Izraela, a potem Kościoła, ukazana jest na wzór miłości Oblubieńca i Oblubienicy i ten, w którym przyszłe szczęście w niebie przedstawione jest jako przebywanie w idealnym, bezpiecznym mieście. I rozumie: Bóg i jest dziś z nami, ale kiedyś weźmie nas wszystkich do siebie. Żadne nieszczęście nie będzie miało do nas przystępu; będziemy bezpiecznie żyli w pokoju.
Gdy za naszą granicą ludziom na głowy spadają bomby, a świat, pogrążony w gospodarczych perturbacjach z dużą dozą prawdopodobieństwa zdaje się zmierzać ku katastrofie – perspektywa pełna nadziei.
Dodaj swój komentarz »