„A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz – w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów” – doczytuję dzisiejszą Ewangelię. Dawniej współczułem owemu słudze. Oddał przecież swojemu panu, co od Niego dostał, w tu proszę: pan niezadowolony. I zastanawiałem się, czemu ten sługa, który tyle już miał, dostał jeszcze więcej?
Dziś już chyba rozumiem. Ten talent to waga złota; to pieniądze. Ten pierwszy sługa, który otrzymał najwięcej, musiał się dla pomnożenia majątku pana sporo napracować. Od tego trzeciego, któremu powierzono tylko jeden talent, pan wymagał najmniej. I mimo to ów sługa nie zrobił nic. Nawet nie chciało mu się dla pomnożenia tego majątku zrobić rzeczy najprostszej: zanieść ten talent bankierom, by choćby z mizernym, ale jednak jakimś tam procentem powierzone im pieniądze oddali.
Znam to. Tak bywa w rodzinie, tak bywa w miejscu pracy. Jedni mają obowiązków po szyję i ledwo się wyrabiają, inni skarżą się na ucisk, gdy mają kiwnąć palcem. Nie, już nie współczuje owemu słudze. W pełni zasłużył, by usłyszeć „sługo zły i gnuśny”. Pozostaje tylko pytanie: jakim ja jestem Bożym sługą? Służę danymi mi przez Boga zdolnościami, umiejętnościami, czy leniąc się udaję takiego, który nic nie umie, więc i nikt na mnie nie liczy i niczego ode mnie nie oczekuje?
Dodaj swój komentarz »