Jakże trudno jest dzień po dniu, minuta po minucie przeciskać się przez ciasną bramę. Trzeba wielkiej determinacji, by nie zrezygnować.
Przeciskanie się boli. Człowiek doświadcza, jak wiele jeszcze w nim samym, w jego życiu jest tego, co niepotrzebne, tego, co zatrzymuje, co spowalnia.
Chciałby się tego pozbyć, ale okazuje się, że jest to z nim czasem tak zrośnięte, zespolone, że pozbywanie się oznacza bardzo bolesną operację. To czasem jak operacja na żywym, czującym organizmie.
Pozbywanie się sprawia ból. Żeby ten ból wytrzymać, często człowiek łapie kolejne rzeczy, łudząc się, że one nie będą mu przeszkadzały w przechodzeniu przez wąską bramę.
I czasem tak na początku jest. Ale przychodzi moment, gdy i one zatrzymują, spowalniają, unieruchamiają.
Ta walka trwa aż do śmierci.
Można ją toczyć tylko w zaufaniu do Bożego słowa, że to wchodzenie przez ciasną bramę ma sens. Ale ten sens widoczny jest dopiero, gdy stanie się obok Światłości świata, Jezusa.
„Nagi wyszedłem z łona matki i nagi tam wrócę” (Hi 1,21a).
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.