Wszystkich rodziców cieszy dorastanie dzieci, gdy stają się coraz bardziej samodzielne i niezależne. A zaczyna się to od krótkiego „ja śam” kilkulatka.
Może dlatego tak trudno dorosłym przyjąć, że w życiu duchowym jest całkowicie na odwrót: dojrzałość człowieka duchowego oznacza zgodę na całkowitą zależność od Boga, poddanie Mu swojej woli bez zostawienia sobie czegokolwiek.
Gdy człowiek w swoim życiu realizuje to zawołanie: „ja sam!”, z reguły kończy na manowcach, w grzechu, smutku i przytłaczającym poczuciu winy i bezsilności.
Bóg jak mądry rodzic pozwala człowiekowi doświadczyć skutków tego „ja sam”. W tym też jest Boża miłość. Ale nie zostawia człowieka samego.
Szuka i opiekuje się człowiekiem od zawsze, od chwili, gdy konkretny człowiek zaistniał w Jego sercu.
Uwalnia od zła, sprowadza na pastwiska, zachęca do odpoczynku.
Przebacza grzech i czyni serce człowieka nowym, czystym, pełnym pokoju i radości.
Bóg nieustannie czeka, aż człowiek odwróci się od tego „ja sam!” i pozwoli Bogu działać w Jego życiu.
„Albowiem to Bóg jest w was sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z [Jego] wolą” (Flp 2,13).
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.