Skąd nam się to bierze? To przekonanie, że możemy opowiedzieć się za jakąś tezą, potwierdzić coś własnym autorytetem, pójść za czymś rozumem i sercem? Nasze „sądzę, że…” opiera się – właśnie, na czym?
Bóg do nas mówi. Słuchamy Jego Słowa, sięgamy po nie, dbamy o otwartość, uważność umysłu i serca – bo dbamy, czyż nie? Czyż do tego nie prowadzą nasza pobożność, nasze strzeliste akty, nasze czyny, cnoty, umartwienia?
To, czy żyjemy – zależy od Boga. To, jak żyjemy – również; tak powinno być, skoro nasza wola jest złożona w Jego ręce. Owocność Bożego Słowa, to, że spełnia się ono na naszych oczach, w naszych sercach – być może jest to trudne do dostrzeżenia, do pojęcia. Być może dziś jesteśmy raczej jak skała, być może dziś wyraźnie dociera do nas jęk i wzdychanie stworzenia. Tym bardziej czekamy: na rosę, nawodnienie, radość plonów. Sądzimy, że Bóg ma rację, mamy do Niego zaufanie, wierzymy Jego Słowu.
Dodaj swój komentarz »