Właściwie należało by spojrzeć wstecz i postawić pytanie jak to się stało, że święto wskazujące na radość, spełnienie, szczęście, wreszcie – co najważniejsze – zjednoczenie z Bogiem na wieki, wypełnienie się obietnicy, skojarzone zostało z cmentarnym smutkiem, wspomnieniami, bardziej końcem niż przejściem.
Odpowiedź zapewne nie jest prosta i jednoznaczna. Poszukiwania zostawmy historykom, sami, zanurzając się w Słowo i liturgię, próbujmy odnaleźć jego pierwotny sens.
Jan, w zachwycie, woła: „popatrzcie”. Dopowiadając w Apokalipsie: ujrzałem wielki tłum”. Gdzież on jest? „Dzisiaj – usłyszymy w prefacji mszalnej – pozwalasz nam czcić Twoje święte miasto, niebieskie Jeruzalem, które jest naszą Matką. W nim zgromadzeni nasi bracia i siostry wysławiają Ciebie na wieki”.
Miasto nie jest puste. „Ujrzałem wielki tłum”. To błogosławieni, czyli szczęśliwi. Szczęśliwi bo wolni wolnością dzieci Bożych. Wolnością, jaką może obdarować tylko Bóg. Otwarte bramy Miasta są zaproszeniem dla wszystkich pielgrzymujących drogą wiary.
Jan zachęca: „popatrzcie”. Liturgia zachęca: „spieszmy się”. Niebo czeka…