Słyszę dziś w pierwszym czytaniu, jak Paweł, na końcu swojego Listu do Rzymian, chwali jedynego mądrego, Boga. Dopowiadam i ja do tego swoje „Amen”: tak, Bóg godzien jest wszelkiej chwały. Ale mocniej porusza mnie dziś Ewangelia. Choć tylekroć słyszana... Jezus mówi:
Żaden sługa nie może dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie!
Tłumaczył wcześniej, żeby Jego uczniowie pozyskiwali sobie przyjaciół niegodziwą mamoną; żeby zarządzany przez nich pieniądz był narzędziem dobra, a nie celem samym w sobie. Bo tak, tracąc pieniądz w dobrej sprawie, mogą zyskać wstęp do nieba. Teraz ostrzega, że nie da się służyć i pieniądzom i Bogu; że coś zawsze musi się okazać dla człowieka ważniejsze. Tylko co? Jak zmierzyć, co dla mnie ważniejsze?
To chyba proste. Służę Mamonie, gdy stawiam sprawę tak, jakby bez niej nie dało się służyć Bogu. Nie chodzi tylko o żądanie, by za wszelkie dobro mi zapłacono, a jak nie, to palcem nie kiwnę. Także o takie sytuacje, w których służbę Bogu uzależniam od tego, czy uda się zebrać odpowiednie fundusze na takie czy inne wielkie dzieło. Jakby bez pieniędzy nie można było oddać czci Bogu. Jakby i Bóg potrzebował pieniądza...
Komu tak naprawdę służę? No właśnie...
Dodaj swój komentarz »