Duch niemocy. Przytłaczający nie tylko fizycznie. Także, a może nawet bardziej, duchowo. Kładziemy sobie na kark grzechy, upadki, niepowodzenia, poślizgnięcia. Rozważamy za i przeciw. Analizujemy przyczyny. Widzimy zagrożenia, czyhające niebezpieczeństwa i czujemy paraliżujący bezwład. Już nie pochyleni, ale pełzający. Ewangelia przestaje być dobrą nowiną. Zaczyna ciążyć.
W krótkim wywodzie Paweł tylko raz wspomina o tym, co uśmierca. Jakby mimochodem. Koncentruje się, nie tylko dziś i nie tylko w Liście do Rzymian, na tym, co człowieka wyzwala, napędza, pozwala mu wzrastać, poczuć wiatr w żaglach.
Synowie Boży. Napełnieni Duchem przybrania, wspierającym nas swym świadectwem. Dziedzice Boga. Współdziedzice Chrystusa. Powołani do chwały… Mamy wszystko, by wyprostować się, iść z podniesionym czołem i zwyciężać. Bo nasz Bóg nie jest Bogiem klęski. Nasz Bóg jest Bogiem, który wyzwala. Dźwiga nas co dzień. Dom gotuje dla opuszczonych.